niedziela, 3 kwietnia 2011

Kort - jak zwykle brutalny.

  Biorąc w sporcie na tapetę słowo "finał", pierwszymi skojarzeniami są "równa walka" oraz "wysoki poziom". Informacji o tym, że w finale pań turnieju Sony Ericsson Open towarzyszyła jedna pewność: będzie głośno. Spotkać się bowiem miały dwie najgłośniej krzyczące tenisistki świata. Dużo mówiło się o nagłym come backu Marii Szarapowej i niespodziewanie dobrej dyspozycji Victorii Azarenki. Jednakże po raz kolejny kort pokazał, że to on najlepiej weryfikuje dyspozycję tenisistek…
  Od początku do końca spotkania zawiodła jednak Rosjanka. Serwowała bardzo słabo, w całym spotkaniu wygrała zaledwie dwa swoje gemy serwisowe. Przy swoim serwisie popełniła aż siedem podwójnych błędów, w tym dwa już w pierwszym gemie. Patrząc przez pryzmat poziomu całego spotkania, tylko on był wart jakiejkolwiek uwagi i analizy. Długie wymiany, walka do ostatniego tchu i ta niewiadoma, kto z tej bitwy wyjdzie zwycięsko - tak można go podsumować. W dużym skrócie oczywiście, bowiem trwał on blisko dziesięć minut.
  Tym samym Azarenka rozpoczęła od przełamania. I nim również zakończyła mecz, rezultatem 6:1, 6:3 na swoją korzyść. Jej radość po wrzuceniu przez Sharapovą piłki w siatkę, a jednocześnie zdobyciu tytułu, była nieopisana. Najpierw upuściła rakietę, z niedowierzaniem spojrzała na trenera, pokręciła palcami wokół skroni i rozpoczęła radosny taniec. W Miami już kiedyś wygrała - miało to miejsce w 2009 roku. Teraz wróciła, w drodze do finału pokonując m.in. wice liderkę rankingu WTA, Kim Clijsters. Za waleczność i ambicję należała jej się ta nagroda. Po turnieju awansuje na szóstą lokatę w rankingu, a jej rywalka - dziewiątą, najwyższą od dwóch lat. Wiemy jedno: należy w najbliższych miesiącach śledzić jej poczynania, bowiem radzi sobie coraz lepiej i może wygrać w tym sezonie jeszcze wiele.
Źródła i inspiracje:
Eurosport.pl
Informacja własna - obejrzany mecz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz