wtorek, 4 października 2011

Historycznie na Ursynowie

       Na przełomie września i października w warszawskiej Arenie Ursynów odbył się pierwszy w historii rankingowy turniej snookerowy. Impreza ze sporą sumą pieniędzy w puli nagród i punktami rankingowymi do zgarnięcia.
       Głównymi magnesami na publiczność w Warszawie byli m.in. sześciokrotny mistrz świata Steve Davis, aktualny wicemistrz globu, prezentujący niezwykle ofensywnego snookera Judd Trump oraz byli mistrzowie świata Shaun Murphy i Neil Robertson. W turnieju zagrało 85 profesjonalistów oraz 77 amatorów, w tym trzydziestu siedmiu Polaków. Polsko brzmiących nazwisk było o kilka więcej, lecz występujących pod inną niż biało-czerwona, flagą.
      Naprawdę niewiele zabrakło, aby w Warszawie zaprezentowała się żywa legenda dyscypliny z zielonym stołem w roli głównej. Ronnie O'Sullivan, bo o nim mowa, ku uciesze zainteresowanych turniejem kibiców, znalazł się na wstępnej liście startowej do Players Tour Championship 6. Entuzjazm jego fanów nie trwał jednak długo - "O'Sa" wycofał się, swoją decyzję tłumacząc napiętym grafikiem meczów (dzień przed pojawieniem się w Warszawie musiał rozegrać kilka spotkań w Premier League; z tej imprezy zrezygnować nie mógł, ponieważ w takim wypadku musiałby zapłacić karę finansową, której perspektywa nie była oczywiście dla Anglika zachęcająca). Trzykrotny mistrz świata zapowiedział jednak, że w przypadku ponownej organizacji przez Warszawę turnieju podobnej rangi, na pewno w Stolicy się zjawi.
        Najlepiej zapowiadającym się polskim zawodnikiem był oczywiście Kacper Filipiak. Mistrz Europy do lat 21 nie musiał kwalifikować się do fazy telewizyjnej turnieju. W pierwszej rundzie zmierzył się z Anglikiem, Davidem Gilbertem. Spotkanie zaczął dosłownie historycznie. Jako pierwszy w historii polski zawodowiec wbił sto punktów w podejściu, rozgrzewając tym samym do czerwoności zgromadzoną na hali Ursynów publiczność. Rezonu nie stracił również w drugiej partii, walcząc do końca i wygrywając ją po pojedynku na czarnej bili. Później niestety w grze piętnastoletniego Polaka pojawiły się błędy, a jego przeciwnik wrócił do swojej normalnej dyspozycji. Zaatakował nawet brejka maksymalnego - z niezłym skutkiem, zabrakło czterech bil. Gilbert pokonał ulubieńca polskiej publiczności 4-2, jednak przegrany nie miał się czego wstydzić - wszak po raz kolejny zapisał się na kartach historii.
      Neil Robertson był jedną z głównych gwiazd Warsaw Classic, ale czy zarazem faworytem do zwycięstwa? Niekoniecznie. Pomimo, że tylko jednego ze swoich spotkań nie rozegrał na stole telewizyjnym, wciąż przyćmiony był osobą Steve'a Davisa, którego spotkania budziły zdecydowanie największe zainteresowanie publiczności, oraz Judda Trumpa, który w swoim stylu bawił widzów efektownymi "petardami". Obaj jednak odpadli wcześniej - odpowiednio w pół- i ćwierćfinale. Reprezentant kraju kangurów stał się tymczasem cichym bohaterem całej imprezy, docierając               do finału, w którym 4-1 pokonał Ricky'ego Waldena, który nie był ani gwiazdą, ani faworytem Warsaw Classic. "Mistrz Warszawy", bo tak Robertsona określił komentator Eurosportu Rafał Jewtuch, swe zadowolenie z wygrania warszawskiej imprezy wyraził na twitterze. We wpisie pochwalił polską publiczność i napisał, że jest bardzo usatysfakcjonowany dobrą grą.
            Podsumowując, Players Tour Championship 6, czy jak kto woli, Warsaw Classic, to był udany turniej. Zarówno dla kibiców, organizatorów jak i samych jego uczestników. Można z optymizmem patrzeć w przyszłość warszawskiego turnieju i mieć nadzieję, że w przyszłym roku snookerowa elita ponownie zawita do stolicy kraju nad Wisłą.