czwartek, 9 sierpnia 2012

Stało się

Nie chciałam pisać tego tekstu. Wolałabym zacząć tworzenie go w niedzielę wieczorem, 12 sierpnia. Wolałabym analizować to, co wpłynęło na utrzymanie przez polskich siatkarzy wielkiej formy od czasów Ligi Światowej, a w efekcie zdobycie medalu na igrzyskach. Zamiast tego piszę już teraz, w środę. Za szybko. Przypadła mi niewdzięczna rola - muszę na części pierwsze rozłożyć to, dlaczego medalu nie będzie, a z igrzyskai pożegnaliśmy się we wstydliwy sposób - przegrywając 0:3 z Rosjanami.
   Jedną z rzeczy, która moim zdaniem doprowadziła do olimpijskiej klęski, jest presja ze strony dziennikarzy. Kiedy Polacy zdobyli złoty medal Ligi Światowej, wszyscy zaczęli widzieć w nich tryumfatorów londyńskich igrzysk. Nikt nie zważał na to, że jedynym, czego nasi  zawodnicy wówczas potrzebowali, był spokój. Mało kto studził emocje. Zbigniew Bartman próbował interweniować - prosił o chwilę spokoju dla siebie i swoich kolegów, a Marcin Możdżonek mu wtórował mówiąc, że oni co najwyżej mogą zdobyć medal. Bo w rzeczy samej - oni niczego zrobić nie musieli.
  Nawaliła też psychika. Przegraną z Bułgarią większość z nas nazwała "wypadkiem przy pracy", a "Przegląd Sportowy" artykuł o tym spotkaniu zatytułował "Ostatnia taka wpadka". Mimo to przegraliśmy też ostatnie spotkanie grupowe z Australią, które z założenia miało być spacerkiem. Nasi zawodnicy chyba za bardzo się do tej myśli przywiązali, bo podczas tego meczu istnieli tylko w 3. secie, ulegając 1:3. Poskutkowało to zmianą naszego ćwierćfinałowego rywala - zamiast z Niemcami, spotkaliśmy się z Rosją. I tak mecz mający zakończyć się wynikiem 3:0 na naszą korzyść, było początkiem końca naszej przygody w stolicy Wielkiej Brytanii.
    Mecz z Rosją był tak słaby, że aż przykro o nim pisać. Nasi środkowy jakby wyparowali (grać zaczęli, kiedy przegrywaliśmy 0:2, a trzeci set zbliżał się do nieuchronnego końca), przyjmujący nie radzili sobie z atomowym serwisem Rosjan. Zagrywka Michała Ruciaka nie odrzucała rywala zbytnio od siatki. Wszystko zaczęło się zazębiać, kiedy było już za późno. Chyba dopiero wtedy siatkarze uświadomili sobie, że to są igrzyska olimpijskie, a przegrana w meczu skutkuje powrotem do domu. Czas reakcji był jednak za słaby, a mecz zakończył się wynikiem 3:0 na korzyść Rosjan.
   Siatkarski krajobraz w Polsce po tych igrzyskach jest naprawdę nędzny. Nasze panie nie uzyskały nawet kwalifikacji na olimpijskie zmagania, a mężczyźni rozczarowali, odpadając tuż przed fazą medalową. Jeszcze bardziej boli fakt, że dla Krzysztofa Ignaczaka, Pawła Zagumnego i Łukasza Żygadły były to ostatnie igrzyska. Żaden z nich nie zwieńczy swojej wspaniałej kariery medalem na najważniejszej imprezie w życiu każdego sportowca uprawiającego sport olimpijski. Już nawet mniejsza o "najwierniejszych kibiców", którzych namnożyło się po tryumfie Polaków w Lidze Światowej. Chociaż to może i lepiej, że będzie ich mniej. Z kibicami jak z przyjaciółmi - lepiej mieć dwóch zaufanych, niż piętnastu fałszywych.